Długo
zastanawiałam się, o czym napisać. Czy może wziąć na warsztat jedną z tysięcy
komedii romantycznych, które obejrzałam skuszona wysoką oceną i pozytywnymi
recenzjami, a okazała się oklepanym gniotem o przewidywalnej, nudnej fabule? A
może jednak z racji ładnej pogody uderzyć w optymistycznym tonie i opowiedzieć
o filmie, który poruszył moje emocje, zachwycił, zapadł w pamięć? Wybór był
ciężki, ale w końcu padł na Donnie Darko.
źródło: filmweb.pl
To nie jest łatwy
film. Według Filmwebu wpisuje się w gatunek dramatu, choć ja dodałabym jeszcze
fantasy i kroplę mieszanki horroru z thrillerem, bo parę razy podskoczyłam - królik
ma tendencję do nagłego pojawiania się w nieoczekiwanych miejscach, choć po
trzecim razie byłam na to przygotowana. Co ważne, nie jest to film, który da
się bezbłędnie i po jednym obejrzeniu rozszyfrować. Wizja przedstawionego
świata jest skomplikowana i ma wiele warstw, które nakładają się na siebie i
przeplatają w zaskakujący sposób. Widz przez cały czas trwania filmu jest
zmuszony do uważnej obserwacji wszystkich elementów, a po seansie przez dłuższą
chwilę nie da się pozbyć uczucia niepokoju i zastanowienia nad zakończeniem –
czy nie mogło być inaczej, czy gdyby bohater postąpił na odwrót…
źródło: cinema.cornell.edu
Właściwie nie
napisałam nic o samej fabule. Jeśli nie widzieliście filmu, nie wiecie, o co
chodzi z królikiem i na czym w ogóle polega film ani kim jest bohater, gdzie i
jak żyje. Wątpię, że w ogóle powinnam nakreślić choć zarys wydarzeń
rozgrywających się w dziele Richarda Kelly’ego (o! więc znacie przynajmniej
reżysera). Warto dodać jeszcze, że cały klimat potęguje wyśmienicie dobrana
muzyka. Donnie Darko w mojej osobistej ocenie jest filmem genialnym, do którego
powrócę jeszcze nieraz (i pewnie znów odkryję drobne, zagubione niuanse, które
dopełnią obrazu całości). I kropka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz