"
Ojciec nie opowiadał mi zwykłych bajek, tylko podczas pełni
Księżyca za pomocą sztucznej szczęki udawał, że zmienia się w
wilkołaka. To były magiczne chwile. Pozostały we mnie i dzięki
nim mogę robić takie filmy jak Sweeney Todd. "
Wielbiciele
twórczości naczelnego ekscentryka Hollywood, jak zwykło się mówić
o Timie Burtonie, mogą chyba podziękować ojcu artysty za nieco
dziwne metody wychowawcze. Czarny humor, którym napędzany jest
każdy utwór reżysera, niektórych zachwyca innych bawi, jeszcze
innych odrzuca. Jednego jednak nie można artyście odmówić -
kreatywności.
Tak
naprawdę to chyba trudno odgadnąć co chodziło po głowie wiecznie
niewyspanemu reżyserowi, kiedy kręcił swoje, co tu dużo mówić,
nieco poschizowane dzieła. Proces twórczy, opierający się chyba
na nocnych koszmarach czasów dzieciństwa, okazuje się jednak
udany, gdyż filmy Tima Burtona, a raczej groteska napędzana
absurdem, zyskały szerokie grono odbiorców.
Wielkie,
zaspane ślepia, sińce pod powiekami, smukłe postaci z
nienaturalnie długimi kończynami – patrząc na tych niebanalnych
bohaterów, kreowanych przez reżysera, nawet moja mama stwierdziła,
że chyba trzeba mieć coś nie tak z głową, żeby to oglądać. A
jednak Burton tworzy dalej i to tworzy wciąż po swojemu. Po
chwilowym romansie z kulturą komercyjną podczas kręcenia „Planety
małp”, Tim Burton pozostaje wierny czarnemu humorowi, który wręcz
wylewa się z każdego filmu. Postanowiłam zrobić krótki ranking
moich ulubionych filmów i animacji, które powinniście zobaczyć...
jeśli tylko jesteście wystarczająco pokręceni.
7. Edward Nożycoręki
"Widzisz,
zanim się pojawił w naszym domu, nigdy nie padał śnieg. A od
tamtego momentu - pada. Czasami jeszcze tańczę, gdy pada."
Będąc
małą dziewczyną uważałam, że to horror i nie chciałam go
obejrzeć. Nieważne, będąc dzieckiem wydawało mi się, że seria
filmów o Potterze to horrory, dopóki nie usiadłam do książek.
Tak czy owak, kiedy w końcu zdecydowałam się poznać Edwarda, ten
mnie wzruszył, rozczulił i roztopił moje serce. Jest to piękny
dramat fantasy, okraszony świetną muzyką. Opowiada o inności,
trudnościach w poszukiwaniu zrozumienia, ale także o miłości.
Całości dopełnia piękna scenografia: rzeźby Edwarda, stworzone
przy użyciu rąk-nożyc czy cukierkowe miasteczko.
6. Frankenweenie
"Gdy
umiera ktoś, kogo kochamy, nie odchodzi daleko. Od tego czasu
mieszka w twoim sercu. Zawsze będzie przy tobie."
Jedna
z dwóch animacji Burtona, którą postanowiłam uwzględnić w tym
rankingu. Osobiście nie jest to mój ulubiony film, mogę nawet
zaryzykować stwierdzenie, że najmniej lubiany, który wyszedł spod
rąk reżysera. Na uwagę zasługuje jednak niebanalna historia i
ukazanie miłości, jaką właściciel może darzyć swojego pupila.
W sumie jest po po prostu wariacja na temat ogólnie znanej historii
Frankensteina. Victor wskrzesza swojego psa, który zginął pod
kołami samochodu. To, co mi się spodobało to właśnie nawiązania
Burtona do symboli kina grozy - cienie na ścianach jak z Nosferatu,
hrabia Dracula + kilka elementów komediowej makabry (pies podłączony
do prądu itd.)
5. Mroczne cienie
" Jeśli
innej serce da i inną zechce mieć tę, w której się zakochał
tak, niechybna spotka śmierć."
Ten
film to istna komedia. Chciałam iść do kina, jednak jak zwykłe
się spóźniłam. Burton wykorzystał falę zainteresowania
wampirami i stworzył własną "wysysający krew" historię.
Przez cały seans miałam wrażenie, że naśmiewa się ze Zmierzchu.
Tak czy owak, to wciąż lepsza historia miłosna niż Zmierzch (if
you know what i mean). Ma sens, ma dynamikę i bądź co bądź
odpowiedni klimat. A wampir powstający z grobu po dwustu latach i
trafiający w samo serce szalonych lat 70. może być nieludzko
śmieszny. Nieludzko. Oczywiście Burton dodał swoje zajawki: duchy,
wiedźmy i dziewice spadające z klifu. Nie zabrakło także
wilkołaków, co wydaje mi się kropką nad i.
4. BeetleJuice czyli Sok z żuka
"BeetleJuice, BeetleJuice, BeetleJuice!"
Produkcja
z 1988 roku, mimo iż najstarsza z tu zebranych, nie była wcale
pierwszą, którą poznałam. Być może moją niechęć długo
napędzał rok produkcji. W końcu, wyposażona w zapas przekąsek,
usiadłam do tego filmu wraz z przyjaciółką. Nie znam się na
efektach specjalnych, ale mnie, jako istotę młodszą niż Sok z
żuka, trochę odrzuciła cała scenografia. Na korzyść filmu
przemawia jednak doskonała obsada - Geena Davis, Winona
Ryder, Catherine O'Hara i doskonały Michael Keaton jako
tytułowy Beetlejuice, którego należy wywołać trzy razy
wymawiając jego imię. Potem Bettlejuice potrafi nieźle
nachachmęcić.
3. Sleepy Hollow - Jeździec bez głowy
- "Ichabod: W Nowym Jorku mają miejsca zbrodnie bez użycia strzyg i upiorów.
- Sędzia: Jest pan daleko od Nowego Jorku."
Po
raz kolejny ulubiony burtonowski aktor, i mój osobiście - wspaniały
Johnny Depp. Nie wiem jak on to robi, że w każdej produkcji wciela
się w inną, równie oryginalną postać. W Sleepy Hollow jest
nowojorskim policjantem, przybyłym do małej osady, aby rozwiązać
zagadkę zabójstw popełnianych przez jeźdźca pozbawionego głowy.
Film bardzo przypadł mi do gustu ze względu na liczne groteskowe
sceny takie jak sekcja zwłok ciężarnej kobiety czy wspomnienie z
dzieciństwa bohatera - śmierć matki w narzędziu tortur - żelaznej
dziewicy. Wszystko jest jednak pokazane w sposób prześmieszny, a
czasem liryczny, widzowie o słabych żołądkach nie muszą obawiać
się tych wątków. Obiecuję :)
2. Gnijąca
Panna Młoda
"Emily: Okłamałeś
mnie, żeby wrócić do drugiej!
Victor: Ty
jesteś drugą.
- Emily: Nie, ty ożeniłeś się ze mną. Ona jest tamtą!
- Szkielet: Coś w tym jest."
Chyba
wszyscy znamy ten film. Nawet jeśli nie widzieliście go na własne
oczy zapewne pamiętacie głośną promocję i plakaty w kinach.
Historia dzieję się w czasach wiktoriańskich, a więc epoce, którą
Burton kocha najbardziej. Film ten może zniesmaczyć starszych
odbiorców, a obraz trupa dziewczyny wstającego z grobu może
nastręczyć wątpliwości co do powagi dzieła. I słusznie, bo film
jest maksymalnie niepoważny. Od tytułu, aż po the end. Ale dla
wielbicieli stylu Burtona oraz zaprawionych amatorów czarnego humoru
to pozycja absolutnie obowiązkowa.
1. Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street
"There
is no place like London."
Nie
ma miejsca jak Londyn - zwłaszcza Londyn, XIX-wieczny,
wiktoriański. Oparta na starej legendzie o golibrodzie z Fleet
Street historia, w rękach Burtona uzyskała formę musicalu. W
skrócie, analogia jest bardzo prosta. Golibroda (w tej roli mój
ulubiony Johnny Depp) wraca do miasta, aby wyrównać rachunki ze
złym sędzią, który zamknął go w więzieni i uprowadził
rodzinę. Sweeney Todd, po latach banicji powraca mroczny i
niezrównoważony, postanawia usunąć każdą blokadę, pozornie
uniemożliwiającą zemstę. Uruchamia lawinę morderstw, a urocza na
swój sposób Mrs. Lovett wykorzystuje mięso zabitych do pieczenia
ciastek. Tak, cały Londyn zajada się ludzkim mięsem... Polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz