Zauważyłam ostatnio pewien mechanizm rządzący moim stosem książek do przeczytania - książki zmieniają się nie tylko w zależności od nastroju, ale też pory roku. A że mamy jesień to obok wiadra herbaty (bądź kawy, żeby jakoś przeżyć) i wielkiego koca leżą też kryminały. I właśnie o tym będzie dzisiejszy wpis - o lekkostrawnych kryminałach na jeden wieczór (góra dwa).
Erica Spindler jest amerykańską pisarką mającą na swoim koncie aż 32 powieści. Na kartach jej kryminałów pojawiają się bohaterowie, którzy sprawiają wrażenie, jakbyśmy skądś ich znali (może z sąsiedztwa/serialu telewizyjnego/kolejki u lekarza). Historie niektórych z nich przewijają się przez kilka książek, ale nie nachalnie, raczej subtelnie nawiązują do poprzednich spraw z jakimi mieli do czynienia.
Jest seks.
Jest krew.
Są flaki, perwersja, ale też rodzina, przyjaciele ambicje i FBI (obowiązkowo!). I są też schematy, które znamy z tysiąca innych kryminałów, jednak autorka wykorzystuje je na tyle umiejętnie, że potrafi ułożyć z nich ciekawą układankę, którą rozwiązuje się z przyjemnością (bywa i tak, że pozwala Nam śledzić pewne schematy tylko po to, żeby później sobie z Nas zakpić... pfff!). Na dokładne śledzenie pewnych amerykańskich i kryminalnych schematów (morderstwo-śledztwo-rozwiązanie) pozwala język, który jest niemalże przezroczysty. Najlepiej można przyrównać to do oglądania prostego serialu/filmu kryminalnego. Takiego na jeden wieczór, do poduszki, do wina, do kanapki z pasztetem.
Książki Spindler są lekkostrawne, przyjemne i szybkie do przeczytania (fast food z prawdziwego zdarzenia) - także możecie upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: uprzyjemnić sobie wieczór i pochwalić się swoim ziomkom, że przeczytaliście jakąś książkę, więc nie jesteście przeciętnym Polakiem...
Na początek polecamy Wam "Morderca bierze wszystko". Najecie się, pogłówkujecie kto kogo dźgnął, a w tle będzie biegał biały króliczek (z Alicją, kartami i kapeluszami).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz