wtorek, 12 maja 2015

"A Town Wrapped in Secrets" - Broadchurch

Broadchurch to serial, który wciągnął i poraził mnie już od pierwszego odcinka. Jest tego rodzaju produkcją, którą ogląda się jednym tchem i długo nie można o niej zapomnieć. Wyobraźcie sobie niewielkie miasteczko, w którym wszyscy są jedną wielką rodziną. Znacie sąsiadów od dawna, przyjaźnicie się ze sobą, pomagacie w trudnych sytuacjach. Pewnego dnia coś jednak burzy ten sielankowy obraz. Możliwe, że ktoś wam bliski, kogo widywaliście na co dzień jest... mordercą waszego syna.


Na plaży w Broadchurch zostaje znalezione ciało jedenastoletniego chłopca. Morderstwa są rzadkością w miasteczku, więc wiadomość o śmierci Danny'ego Latimera wstrząsa całą społecznością. Wszyscy z początku zgodni są co do jednego: morderca musi zostać odnaleziony. Nawet jeśli oznacza to rozbicie dotychczasowych relacji między mieszkańcami. Każdy staje się podejrzany i w pewien sposób winny tragedii. W takim wypadku do śledztwa potrzeba kogoś z zewnątrz.

Sprawą zajmuje się miejscowa detektyw Ellie Miller, matka dwójki dzieci, przyjaciółka rodziców
zamordowanego chłopca. To jednak nie ona dowodzi całym śledztwem, a nowy inspektor Alec Hardy - jest spoza miasteczka, ma szorstkie usposobienie i odpychającą osobowość. Jest zdeterminowany, żeby zdemaskować mordercę chłopca, choć dokładna sekcja miejscowej społeczności jest trudna i często bardzo bolesna.

(źródło: 1, 2)

Oglądając serial z początku też chciałam, żeby morderca został znaleziony jak najszybciej (ba! żeby w ogóle został znaleziony i ukarany). Z czasem jednak coś się zmieniło... Z odcinka na odcinek dopisywałam bądź skreślałam kolejne osoby z listy podejrzanych, aż dotarło do mnie, że kimkolwiek będzie ta osoba, miasteczko zostanie rozbite, złamane. Jasne od początku było, że morderca ukrywa się gdzieś wśród mieszkańców - co innego kiedy dociera do nas, że morderca jest wśród najbliższych. Może pije z rodziną herbatę, rozmawia, uśmiecha się, wspiera w trudnych chwilach...

I nagle stanęłam przed dylematem jakiego nie czułam przy żadnym innym serialu: czy na pewno chcę, żeby zabójca został znaleziony? Dlatego Broadchurch to kryminalne i psychologiczne arcydzieło (a pokuszę się o takie stwierdzenie! ot co!).

Dużą zaletą Broadchurch jest obsada. Olivia Colman w roli pani detektyw jest ciepła i współczująca, mocno związana z lokalną społecznością, stara się ją chronić. Morderstwo Danny'ego jest dla niej trudnym przeżyciem. Osobiście związana z rodziną chłopca (jej syn przyjaźnił się z zamordowanym) stara się zachować profesjonalizm, choć nie zawsze jej się to udaje. Ellie Miller jest idealną mieszanką empatii i detektywistycznego, chłodnego myślenia. Główną postacią jest tutaj jednak Alec Hardy grany przez Davida Tennata. Śmiało można powiedzieć, że ukradł całe przedstawienie.

Grumpy, scottish detective - czego chcieć więcej?


Detektyw Alec Hardy to introwertyczny, oschły i pesymistyczny pracoholik. W pracy kieruje się chłodną logiką i profesjonalizmem. Bywa zabawnie niezręczny w kontaktach z innymi ludźmi. To samotnik, który aby nie myśleć za dużo poświęca się pracy. Mnie całkowicie urzekł jego szkocki akcent (każdy miłośnik tego dialektu powinien poświęcić swój czas na obejrzenie Broadchurch).

Mniam, mniam!

Sukces Broadchurch zaowocował powstaniem amerykańskiej wersji serialu pod nazwą Gracepoint. Polecam Wam jednak na początek obejrzeć brytyjską wersję - jest zdecydowanie lepsza!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz