poniedziałek, 18 maja 2015

Howard Phillips Lovecraft, czyli o tym, że miłość w nazwisku nie zobowiązuje.

     Nie lubię horrorów, zarówno w literaturze jak i filmie. Uważam je w sumie za taki podgatunek uwłaczający dobrej sztuce, służący tylko do niskonakładowego stroooszenia mnie różnymi pierdołami. Żeby nie rzucili się na mnie wszyscy fanatycy horrorzastego kina przyznam, że było kilka filmów, jak ,,Rytuał", które mimo kwalifikacji horrorowej, było kinem nawet niezłym. No ale dobra, pomijając moje filmowe gusta, nie lubiłem też horrorów w wydaniu pisanym. No bo jak to, przecież to czysty idiotyzm, jak może mnie przestraszyć linijka tekstu? Próbował mnie straszyć King, ale pomimo tego że jego czytadła całkiem lubię, to żadna z jego książek nie przestraszyła mnie wcale. Może miały momenty, które w języku angielskim określa się mianem creepy, ale nie były strrraszne.
     I wtedy ze dwa lata temu, z jakiegoś powodu kupiłem sobie pierwszy zbiór opowiadań Lovecrafta.
Na wakacjach bodajże, szukając czegoś dla zabicia nudy, w jakiejś księgarence. Przy przeglądaniu okładek zwróciłem uwagę na tytuł : ,"Sny o terrorze i śmierci"- hm, masz mnie książko, czym jesteś? Okazało się, że zbiorem opowiadań. Fajowo, w Kingu i innych w sumie najbardziej lubię krótką formę - to ogromna sztuka zawrzeć trzymającą w napięciu historię na kilkunastu/kilkudziesięciu stronach. Horror. Eh, no niech będzie, w miarę tani, grubaśny tomik, zobaczymy jak bardzo mnie przestraszy. Przestraszył. Co prawda tylko w jednym momencie autentycznie, ale do tego stopnia, że aż czułem się głupio, że 2 linijki tekstu przyprawiły mnie o stan przedzawałowy.

     Ogólnie nie będę się rozpisywał o to kim był Lofkraft i jak przebiegało jego życie, bo wikipedię wklepać potraficie sobie sami. Dość powiedzieć, że był dosyć osobliwym człowiekiem, za to całkiem płodnym w literackie koszmary, w pozytywnym słowa znaczeniu. Na jego twórczości powstały książki, gry wideło, systemy planszowego rpg, filmy wykorzystujące fragmenty jego mitologii i kilka metalowych piosenek, traktujących o starszych bogach ( każdy chyba widział raz w życiu słówko
Cthulhu).
     Bo o ile jego teksty są różne, jest  klasyczny model horroru, gdzie wszystko jest spokojnie, po czym w którejś linijce tekstu następuje ŁUP- poznaję na przykład, kto stał za jakimś czynem, ale w przeciwieństwie do kryminałów, odpowiedź zawsze zostawiała mnie w stanie co najmniej nieprzyjemnych ciarek, zwłaszcza gdy czytałem samemu. Jest seria tekstów o człowieku, który żyje w dziwnych narkotycznych krainach swojego świadomego snu. Ale większość twórczości obraca się wokół stworzonej przez niego mitologii, w której przedwieczni bogowie, powstali przed eonami, zawsze kryją się gdzieś między wierszami opowiadań. Gdybym miał jakoś określić klimat jego książek, to większość jest jak stare zniszczone, zasnute mgłą miasteczko rybackie o zmroku, śmierdzące rybami, morzem i czymś jeszcze. Tajemniczość i poczucie niesprecyzowanego zagrożenia, to sztuka w której Pan Howard był naprawdę dobry. Jeżeli ktoś czytał kiedyś opowiadanie ,, Dr Jekyll i Mr Hyde", to klimaty niektórych opowiadań są podobne, tylko napisane o wiele lepiej.
     Jeżeli ktoś miałby ochotę zapoznać się Lovecraftem, polecam wymieniony wyżej zbiór opowiadań, jak i inny ,, Opowieści o makabrze i koszmarze".
        A gdybym miał polecić ze dwa opowiadania, dla sprawdzenia autora bez kupowania książki, zdecydowanie byłby to "Model Pickmana" oraz ,"Coś na progu".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz