niedziela, 17 maja 2015

Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną

 Masłowska to typowa przedstawicielka polskiej literatury współczesnej, która to (literatura) zdaje się zatracać wszelkie zasady. Było już przecież wszystko i wydaje się, że nic nowego ludzkość nie jest w stanie stworzyć. I może właśnie dlatego kultura współczesna to często pomieszanie z poplątaniem lub skrajne przypadki absurdu napędzanego wulgaryzmem.



Wojna polsko-ruska pod flagą biało-czerwoną nie jest gratką dla amatorów. Nie jest literaturą piękną przy której można by się rozpływać. Przeciwnie, czytając tę książkę ma się wrażenie, że ona powoli odczłowiecza. Przesiąknięta wulgaryzmami, kolokwializmami i pisana językiem zaczerpniętym z typowo prymitywnej polszczyzny sprawia, że odbiorca aż wstydzi się, że to czyta. A jednak nie przestaje. Bo to inne, świeże, niebanalne. Jednocześnie jednak pojawia się dylemat: Sztuka czy szmira?

Atu jeb, jeb, jeb, lecą panele wam na te genetycznie pos*ane łby jak jakieś jeb*ięte meteoryty, księżyce czy planety z nieba.”

Szczerze, nie potrafię jednoznacznie osądzić. Historia ma swoją dynamikę, realne wątki, a pisana jest takim językiem, że nikt chyba nie byłby w stanie tego podrobić. Niby nic takiego, ale wydaje się, jakby sama autorka mieszkała na jakimś ciemnym blokowisko wśród dresów. W tym wszystkim pojawia się jednak jakaś minimalna nutka sztuczności, której nie mogłam się pozbyć przez cały proces czytania. Przez cały ten okres walczyłabym prawdopodobnie z chęcią nagłego wyrzucenia książki do kosza, gdybym tylko miała taką możliwość, a nie miałam bo czytałam e-booka. Raziły mnie cytaty dość niedelikatne, dla przykładu:

Lecz nie nadążam ich zadać, gdyż chwilę za głazem przychodzi następny wymiot. Teraz jest to z kolei deszcz kamieni drobnych, niewielkich niczym żwir, lecz odrobinę większych. (...) Ja pier*olę. Kur*a twa mać. Księga Guinessa. Mistrzostwo świata. Nowa Huta Katowice. Wytwórnia Piasku. Pier*olę ten świat. Wyjeżdżam dosłownie stąd. Panienka z kamieniem wewnątrz. Panienka rzygająca kamieniem. I co jeszcze. I ja chciałem ją mieć. Przelecieć. Jamę brzuszną z kostkę brukową.” 

Jest to język dosadny i soczysty, który wzbudza jednak pewną awersję. Dobór słów jak ten powyżej ma jednak w sobie pewien przejaw kunsztu. Opis dziewczyny połykającej kamienie żeby nie utyć, a potem wymiotującej nimi był nawet zabawny. Chyba to dla podobnych fragmentów czytałam ten utwór. Pokonując chęć urwania lektury w połowie, dobrnęłam do końca i wciąż nie potrafię jednocześnie zdecydować: dno czy fenomen? Zdania internetowych krytyków są podzielone, a sama Masłowska, publikując kolejne dzieła udowadnia, że powieść pisana w wieku 18 lat nie była przypadkiem, a tylko wyrazem prowokacyjnego stylu, który prezentuje w każdej powieści. 



Autorka ma swój indywidualny styl, często niedoceniany, ale nie można odmówić jej wczucia się w rolę pierwszego narratora będącego jednocześnie głównym bohaterem historii. Silny, bo o nim tutaj mowa, mimowolnie przybrał dla mnie twarz Borysa Szyca, który zagrał tę rolę w ekranizacji powieści. Film mogę określić jako ten, który wstyd by mi było oglądać z rodzicami. Z Silnego zrobiono wariata, którego nie poznałam aż w takim stopniu czytając książkę. Jednak jego przygody z kobietami oraz amfetaminą zapisane w formie pisanego artystycznie zepsutą polszczyzną monologu to na pewno coś innego niż ckliwe opowieści o miłości. Według krytyków książka wcale nie jest pisana tzw. językiem dresiarzy, a językiem doskonale sztucznym. Inni nie dostrzegają fenomenu Masłowskiej, zwłaszcza po wydaniu płyty i singlach takich jak „Chleb”. Nie do końca wiadomo co myśleć: żart czy to tak na poważnie? Już chyba wolę ją czytać niż słuchać.



Powracając do książki, polecam, bo zrobiło to na mnie wrażenie być może z jednego powodu: ja, w wieku 18 lat nie byłabym w stanie napisać podobnej opowieści. Chyba wstydziłabym się używać takich słów, w taki sposób, opisywać zjawiska, o których mi się nie śniło. A Masłowska miała odwagę pisać inaczej. Być może już wtedy czuła, że za kilkanaście lat ludzie nie takie rzeczy będą publikować… 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz