niedziela, 26 kwietnia 2015

„Łap szczęście za ogon i duś jak cytrynkę”



Każdy z nas chce być szczęśliwy, ale co właściwie oznacza szczęście w czasach ciągłej pogoni za sensacją, dobrobytem i cenną informacją? Czy w całym tym szumie człowiek jest w stanie znaleźć czas dla samego siebie, a przede wszystkim czy ma szansę na to, by pomimo trosk życia codziennego zaczerpnąć choć odrobiny radości? Spytacie pewnie, „o czym ona mówi?”, cóż, chciałabym Wam opowiedzieć moją przygodę z serialem, który potrafi otworzyć oczy na wiele spraw.

April ma dwadzieścia cztery lata, jest początkującą dziennikarką. Bystra, ambitna, nastawiona na sukces, stara się zdobyć zaufanie swojego szefa i jak to jesteśmy zwykli mawiać – wybić się. Jest tzw. świeżakiem w Boston Post, gazecie, która może otworzyć przed nią wiele możliwości. Do tego dochodzi życie prywatne, owdowiała matka, która troszczy się czasem trochę za bardzo, zbuntowana siostra Brenna, która łamie wszelkie schematy, babcia Emma, której nie da się po prostu nie lubić. Warto też wspomnieć o Beth, najlepszej przyjaciółce April, która mimo wielu trudnych decyzji, pozostaje przy jej boku. I w momencie, gdy April dostaje poważne zlecenie, jej życie uczuciowe przybiera odpowiedni kierunek, a rodzina zdaje się otrząsnąć z tragedii po śmierci ojca…jedna wiadomość niszczy wszystko, pozwalając, by dotychczasowe życie dwudziestoparolatki posypało się, niczym domek z kart.



April dowiaduje się bowiem, że ma raka.

Wybaczcie ten spojler, naprawdę. Być może nie mam wiele na swoje wytłumaczenie, ale chcę powiedzieć, że nie jestem w stanie zliczyć ile razy płakałam przez cały sezon serialu. Czasem ze śmiechu, ale częściej ze wzruszenia, czy smutku. To nie tak, że Chasing life  to jakaś pogrzebowa opera, Chasing life jest serialem, który stanowi kalejdoskop uczuć, odnajdziemy tam wszystko, czego my – zwykli ludzie – doświadczamy w realnym życiu. I ktoś może zarzucić mi teraz, że przecież ludzie nie chcą oglądać tego, co mają w kuchennych szufladach, być może jest w tym sęk prawdy, ale każdy z nas jest inny i mimo tego, że wiele nas łączy, każdy ma swój własny, niepowtarzalny gust. Ta historia nie jest zwykłą historią, możecie wierzyć mi na słowo.

Co mogłabym jeszcze powiedzieć? Z odcinka na odcinek obserwujemy bolesny proces akceptacji z chorobą, walki, wielu upadków, potknięć, ale i powrotów na szczyt. April wiele razy pokazuje, jak ogromna siła drzemie w człowieku, po prostu trzeba umieć ją w sobie obudzić. Serial uświadamia widzowi także inne wartości takie jak – rodzina, czy przyjaciele, bez których życie byłoby naprawdę trudne do przejścia, ale przede wszystkim pozbawione jednego z najpiękniejszych uczuć - szczęścia.

Często nie zdajemy sobie sprawy jacy z nas „farciarze”, mogąc przytulić rodziców, rodzeństwo czy rudego kotka, który łasi się u naszych stóp, jednak w momencie, gdy życie stawia nad naszą głową znak zapytania, uświadamiamy sobie, jak WIELE mamy i jak wiele możemy stracić. Bez wątpienia mogę stwierdzić, że swoim pomysłem i realizacją, twórcy show trafiają w serca odbiorców… a przynajmniej w moje.


Polecam gorąco - uzależniona od seriali (nie będę ukrywać!)

PS. Możecie mi coś polecić, nie obrażę się. ♥

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz