Było około
południa kiedy w końcu udało mi się znaleźć temat na notkę. Nie mogłabym jej
jednak napisać gdybym nie odświeżyła sobie pamięci. Podłączyłam więc komputer
pod telewizor, odpaliłam Hotarubi no mori
e (które widziałam już pełne 7 razy) i ponownie zanurzyłam się w tej
czarującej historii.
Film
trwa około 45 minut, a zatem szybko się skończył i mogłam przejść do word’a.
Minęła godzina, dwie, trzy… oczywiście bądźcie spokojni – przez cały ten czas nie
wpatrywałam się w pustą stronę niczym zamknięte w sobie zombie. Błyskawicznie
znalazłam milion innych, jakże istotnych, zajęć (jak na przykład poprzeklinanie
sobie grając w smite :c). I nie, nie robiłam tego z czystej złośliwości (Ania
jest zbyt straszna żeby z nią pogrywać :p). Zwyczajnie zniechęciłam się gdy dotarło do mnie, jak
trudnym jest opowiedzieć o historii, którą samemu tak dobrze się zna. Jak
trudnym może być także przekazanie wywoływanych przez nią emocji kiedy samemu
odczuwa się je tak mocno.
Przede
wszystkim, bo w sumie od tego powinnam zacząć, nie jest to opowieść tylko dla
fanów anime. Jest ona na tyle uniwersalna, że żal byłoby ją „tracić” z powodu
uprzedzeń. Po drugie, historię polecam głównie osobom wrażliwym. Przy stalowych
nerwach nie odniesie takiego efektu. Nie trafi także do tych, którzy lubują się
w szeroko pojętej akcji. Hotarubi no mori
e powinno się traktować w kategorii krótkometrażówki, dlatego jej magia tkwi przede wszystkim w zakończeniu. Ponadto, cała historia to takie ciepłe okruchy życia, które dodatkowo okraszone są humorem.
Na
samym początku animacji, poznajemy główną bohaterką o imieniu Hotaru.
Prawdopodobnie jest wówczas w klasie licealnej. To właśnie ona, sięgając w głąb
swojej pamięci, wprowadza nas w piękną historię – o przyjaźni małej dziewczynki
z ni to duchem, ni człowiekiem.
Po
raz pierwszy spotkała go w lesie. Zgubiła się, a on pomógł jej odnaleźć drogę
do domu. To właśnie przez takie zrządzenie losu narodziła się relacja piękna, ale i trudna zarazem.
Nasz tajemniczy Gin, jak się szybko okazało, nie może zostać dotknięty przez żadnego
człowieka. Choćby jedno drobne muśnięcie mogło by przyczynić się do jego
zniknięcia.
Przyjaźń
jednak, w miarę dorastania bohaterki, zaczynała przeradzać się w coś głębszego.
Jako że widywać mogli się wyłącznie w okresie letnim, na sile narastała również
tęsknota. To co jednak chciałabym tutaj podkreślić - to że wraz ze wzrostem jej
emocji, niepokój odczuwa również widz. Opowieść jest kreowana na tyle
przyjemnie, iż zaczyna się szczerze kibicować tej „trudnej” parze.
Najbardziej
zapadające w pamięci jest jednak zakończenie. Niewątpliwie nie należy ono do
szczęśliwych. Nawet świadomość tego faktu nie zmienia podejścia w trakcie
seansu. Choć znam je niemal na pamięć, kilka godzin temu zużyłam około trzech
chusteczek. Tak bardzo chciałoby się innego zwieńczenia, że umyka tutaj
fikcyjność opowiadania. Może to dlatego, iż odczuwamy długoletniość tej
znajomości? A może zwyczajnie boli nas, że kończy się coś co dopiero mogło się
zacząć. Może to właśnie ta uniwersalność przekazu, która trafi do każdego?
Wzruszenia
dodaje także sama bohaterka, która mimo cierpienia, ukazana jest relatywnie
spokojnie. Paradoksalnie można by nawet rzec, że zakończeniu towarzyszy
pozytywna aura. Mimo tego (a właściwie ze względu na to), widz ma ochotę potrząsnąć całym ekranem i spytać
się „dlaczego”? Dlaczego oni się uśmiechają? Co z tego, że spełniło się czyjeś
marzenie? Nie tak to miało wyglądać!
Niemniej
jednak, jeżeli wyglądałoby to inaczej, prawdopodobnie bym o tym teraz nie pisała. Nie oglądałabym również tego anime aż tyle razy. Dlatego też, sumując to wszystko, gorąco Wam polecam.
![]() |
Because LOVE can make you the HAPPIEST and the SADDEST person ALL AT ONCE |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz