niedziela, 8 listopada 2015

Inspiracja potrzebna od zaraz


Każdy potrzebuje natchnienia. Chyba, że nic nie robi. Inspiruje nas muzyka, poezja, natura, rozmowy, ludzie. Mogą nas inspirować także filmy. Film to dobre źródło pomysłów, ale gdzie jest granica między natchnieniem a zgapieniem? Cienka to granica, oj cienka.

Lubię sobie czasami obejrzeć film, na podstawie którego nakręcono inny film (remake / bądź nie remake) lub który był po prostu inspiracją. Może dla samego porównania, dla przekonania się co jest lepsze, czego zabrakło, co zostało pominięte, zrozumieć niezrozumiałe, w sumie sama nie wiem dlaczego. Ale warto to robić z jednego prostego powodu: żeby czasem nie błysnąć wiedzą, że ktoś jest autorem czegoś, a wcale autorem tego czegoś nie jest (bo po prostu zgapił).

Inspiracja szukana jest wszędzie. Nie tylko w klasykach amerykańskich (Przykład: Masz wiadomość jest remakiem Sklepu na rogu z 1940, a My Fair Lady to tak naprawdę Pigmalion z 1938), ale także w kinie zagranicznym, chociażby w Azji. To twórcy z Hongkongu czy Korei Południowej są często kalkowani w Hollywood.

(Czy jest w tym coś złego? Tak / nie / nie wiem)

Szkoda tylko, że pierwowzory są często zapominane/pomijane/przechodzą bez echa, a zdarza się tak, że są bardziej godne uwagi niż nie jeden przebój amerykański. Za przykład niech posłuży melodramat w gwiazdorskiej obsadzie: Sandra Bullock i Keanu Reeves czyli Dom nad jeziorem. Film ten niech broni się sam, ja natomiast kilka słów napiszę o jego pierwszej, koreańskiej wersji Siworae.

Załamywanie czasoprzestrzeni przez skrzynkę na listy to dość oryginalny pomysł, wręcz science – fiction. Jej kalendarz wskazuje rok 2000, jego 1998. On wprowadza się do nowo wybudowanego domu, z którego … ona już się wyprowadziła. On z czasem się w niej zakochuje, ona wciąż tęskni za swoim byłym. Film tak przesiąknięty spokojem, melancholią, że osoby mało wrażliwe raczej nie wysiedzą spokojnie. W tym filmie dominuje czas, nie tylko w sensie metafizycznym, ale dosłownie. Mało się mówi, trochę więcej się dzieje, ale sposób wyrazu jest idealnie dobrany do ukazania tęsknoty, samotności, nostalgii. Czy te same cechy jesteśmy w stanie odnaleźć w Domu nad jeziorem? Nie pozostaje nic innego jak odpowiedzieć sobie na te pytanie samemu. Nie zmienia to jednak faktu, że Dom nad jeziorem czerpie garściami z oryginału, zmieniając niewiele w samej fabule, ale sama konwersja na dzieło amerykańskie pozbawiona jest klimatu dzieła koreańskiego. Stworzony jest inny klimat - hollywoodzki.

Tytuł obrazu "Kobiety przy skrzynkach na listy, czekające na odpowiedź od mężczyzn, zagubionych w czasie" 


Typowo hollywoodzkim klimatem cechuje się jedno z ostatnich głośniejszych dzieł Martina
Obraz wyraża więcej niż tysiąc słów
Scorsese, za które zresztą zgarnął jedynego jak na razie w swojej karierze Oscara za reżyserie, czyli Infiltracja. Kryminał opowiadający o podwójnej, z czasem psychologicznej grze między dwoma policjantami; przy czym jeden z nich jest kretem u bossa mafii, drugi w wydziale policji. (Jeśli za sprawą niewyjaśnionych/nadprzyrodzonych powodów nie widzieliście tego filmu, to warto to nadrobić.) Jednak to, co zasługuje na uwagę jest często pomijane, a mianowicie chodzi o inspiracje filmem hongkońskim Infernal Affairs: Piekielna gra. Opowiada on o tym samym, z większymi czy mniejszymi różnicami, co Infiltracja. Nie ma natomiast takiego rozmachu, jest lekko chaotycznie, ale jest sensacja i napięcie jakie powinno towarzyszyć przy tego typu filmach. Większość komentarzy jednoznacznie określa, że Infiltracja nijak się ma do Piekielnej gry, a według mnie osoby przesiąknięte kinem amerykańskim, przyzwyczajone do pewnego poziomu realizacji nie będą zadowolone z azjatyckiej wersji. Może zależy to, który z tych filmów oglądamy jako pierwszy? Ale nie zniechęcajcie się m.in. wyglądem Azjatów i nie bójcie się, że ich nie rozpoznacie – wszystko po obejrzeniu będzie całkowicie jasne. 

<refleksja: gdyby nie Piekielna gra, nie powstałaby Infiltracja, więc Scorsese nadal byłby bez  Oscara ... >

Tarantino – kochany czy też nie, także nie jest święty. Ale powszechnie wiadomo o jego zamiłowaniu do starego kina czy muzyki, którą wykorzystuje w swoich filmach  <więc przymykamy oko ;) >. Nie inaczej było z Kill Billem. Film klasyfikowany jako akcja/thriller, w którym Panna Młoda, była płatna zabójczyni, ma w planach ułożenie sobie życia, ale tak na spokojnie. Jednak przeszłość lubi dawać o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie, co doprowadza do rozlewu krwi. Jednak, jak wiadomo, zemsta najsłodsza jest na zimno.
Sam motyw zemsty, poruszany w kinie tak często i na różne sposoby (sensacyjnie – Punisher,  przygodowo - Hrabia Monte Christo, ze znanymi nazwiskami – Ocean's 13, po polsku - Vabank) może wydać się przereklamowany, ale drugiego takie nawet nie warto zacząć szukać. Chyba że cofniemy się troszkę w czasie do 1973 i troszkę dalej, aż do Japonii, to może tam znajdziemy coś na miarę Kill Billa, a mianowicie Krwawą Panią Śniegu. Historia kobiety - Yuki której ojciec i brat zostali okrutnie zamordowani, a matka zgwałcona. Niestety Yuki spotyka ten pech w życiu, że rodzi się w więzieniu, a jedynym jej celem zostaje pomszczenie rodziny. By tego dokonać rozpoczyna śmiercionośne treningi. Potem wystarczy odnalezienie winowajców i poleje się krew. Powinno brzmieć znajomo. 



Jest natomiast jeszcze inny film, francuski, również opowiadający o precyzyjnie zaplanowanej zemście. Tym razem pomszczony będzie mąż. Panna młoda w żałobie to film może nie naszpikowany rozlewem krwi, ale zemsta na pięciu winnych mężczyznach, kobieta zdolna do wszystkiego i poświęcająca wszystko, by tylko wymierzyć sprawiedliwość również nasuwa skojarzenia.

Jedyne co mi pozostaje to cicha nadzieja, że do waszej listy filmów 'do obejrzenia' dodacie co najmniej trzy kolejne tytuły, w najgorszym wypadku siedem (nie licząc kontynuacji). 

źródła zdjęć: imdb.com, ravepad.com, chud.com/145830/chud-poster-the-departed/, youtube.com 

1 komentarz:

  1. Świetny tekst! Dawno nie czułam takiego musu, żeby siąść i coś obejrzeć jak teraz :)

    OdpowiedzUsuń