Każdy
potrzebuje natchnienia. Chyba, że nic nie robi. Inspiruje nas
muzyka, poezja, natura, rozmowy, ludzie. Mogą nas inspirować także
filmy. Film to dobre źródło pomysłów, ale gdzie jest
granica między natchnieniem a zgapieniem? Cienka to granica, oj
cienka.
Lubię
sobie czasami obejrzeć film, na podstawie którego nakręcono inny
film (remake / bądź nie remake) lub który był po prostu inspiracją. Może
dla samego porównania, dla przekonania się co jest lepsze, czego
zabrakło, co zostało pominięte, zrozumieć niezrozumiałe, w sumie
sama nie wiem dlaczego. Ale warto to robić z jednego prostego
powodu: żeby czasem nie błysnąć wiedzą, że ktoś jest autorem
czegoś, a wcale autorem tego czegoś nie jest (bo po prostu zgapił).
Inspiracja
szukana jest wszędzie. Nie tylko w klasykach amerykańskich
(Przykład: Masz wiadomość jest remakiem Sklepu na rogu
z 1940, a My Fair Lady to tak naprawdę Pigmalion
z 1938), ale także w kinie zagranicznym, chociażby w Azji. To
twórcy z Hongkongu czy Korei Południowej są często kalkowani w
Hollywood.
(Czy jest w tym coś
złego? Tak / nie / nie wiem)
Szkoda tylko, że
pierwowzory są często zapominane/pomijane/przechodzą bez echa, a
zdarza się tak, że są bardziej godne uwagi niż nie jeden przebój
amerykański. Za przykład niech posłuży melodramat w
gwiazdorskiej obsadzie: Sandra Bullock i Keanu Reeves czyli Dom
nad jeziorem. Film ten niech
broni się sam, ja natomiast kilka słów napiszę o jego pierwszej,
koreańskiej wersji Siworae.
Załamywanie
czasoprzestrzeni przez skrzynkę na listy to dość oryginalny
pomysł, wręcz science – fiction. Jej kalendarz wskazuje rok 2000,
jego 1998. On wprowadza się do nowo wybudowanego domu, z którego …
ona już się wyprowadziła. On z czasem się w niej zakochuje, ona
wciąż tęskni za swoim byłym. Film tak przesiąknięty spokojem,
melancholią, że osoby mało wrażliwe raczej nie wysiedzą
spokojnie. W tym filmie dominuje czas, nie tylko w sensie
metafizycznym, ale dosłownie. Mało się mówi, trochę więcej się
dzieje, ale sposób wyrazu jest idealnie dobrany do ukazania
tęsknoty, samotności, nostalgii. Czy te same cechy jesteśmy w
stanie odnaleźć w Domu nad jeziorem?
Nie pozostaje nic innego jak odpowiedzieć sobie na te pytanie
samemu.
Nie zmienia to jednak faktu,
że Dom nad jeziorem czerpie
garściami z oryginału, zmieniając niewiele w samej fabule, ale
sama konwersja na dzieło amerykańskie pozbawiona jest klimatu
dzieła koreańskiego. Stworzony jest inny klimat - hollywoodzki.
![]() |
Tytuł obrazu "Kobiety przy skrzynkach na listy, czekające na odpowiedź od mężczyzn, zagubionych w czasie" |
![]() |
Obraz wyraża więcej niż tysiąc słów |
Scorsese, za które zresztą zgarnął jedynego jak
na razie w swojej karierze Oscara
za reżyserie, czyli Infiltracja.
Kryminał
opowiadający o podwójnej, z czasem psychologicznej grze między
dwoma policjantami; przy czym jeden z nich jest kretem u bossa mafii,
drugi w wydziale policji. (Jeśli
za sprawą niewyjaśnionych/nadprzyrodzonych powodów nie
widzieliście tego filmu, to warto to nadrobić.)
Jednak to, co zasługuje na uwagę jest często pomijane, a
mianowicie chodzi o inspiracje filmem hongkońskim Infernal
Affairs: Piekielna gra. Opowiada
on o tym samym, z większymi czy mniejszymi różnicami, co
Infiltracja. Nie
ma natomiast takiego rozmachu, jest lekko chaotycznie, ale
jest sensacja i napięcie jakie powinno towarzyszyć przy tego typu
filmach. Większość
komentarzy jednoznacznie określa, że Infiltracja
nijak się ma do Piekielnej gry,
a według mnie osoby przesiąknięte kinem amerykańskim,
przyzwyczajone do pewnego poziomu realizacji nie będą zadowolone
z azjatyckiej wersji.
Może
zależy to, który z tych filmów oglądamy jako
pierwszy?
Ale nie zniechęcajcie się m.in. wyglądem Azjatów i nie bójcie
się, że ich nie rozpoznacie – wszystko po obejrzeniu będzie
całkowicie
jasne.
<refleksja: gdyby nie Piekielna gra, nie powstałaby Infiltracja, więc Scorsese nadal byłby bez Oscara ... >
Tarantino
– kochany czy też nie, także nie jest święty. Ale powszechnie
wiadomo o jego zamiłowaniu
do starego kina czy muzyki, którą wykorzystuje w swoich filmach <więc przymykamy oko ;) >.
Nie inaczej było z Kill Billem. Film
klasyfikowany jako akcja/thriller, w którym Panna Młoda, była
płatna zabójczyni, ma w planach ułożenie sobie życia, ale tak na
spokojnie. Jednak przeszłość lubi dawać o sobie znać w najmniej
odpowiednim momencie, co doprowadza do rozlewu krwi. Jednak, jak
wiadomo, zemsta najsłodsza jest na zimno.
Sam
motyw zemsty, poruszany w kinie tak często i na różne sposoby
(sensacyjnie – Punisher, przygodowo - Hrabia Monte Christo, ze
znanymi nazwiskami – Ocean's 13, po polsku - Vabank) może wydać
się przereklamowany, ale
drugiego takie nawet nie warto zacząć szukać. Chyba że cofniemy
się troszkę w czasie do 1973 i troszkę dalej, aż do Japonii, to
może tam znajdziemy coś na miarę Kill Billa, a mianowicie Krwawą Panią Śniegu. Historia
kobiety - Yuki której ojciec i brat zostali okrutnie zamordowani, a
matka zgwałcona. Niestety Yuki spotyka ten pech w życiu, że rodzi
się w więzieniu, a jedynym jej celem zostaje pomszczenie rodziny.
By tego dokonać rozpoczyna śmiercionośne treningi. Potem wystarczy
odnalezienie winowajców i poleje się krew. Powinno brzmieć
znajomo.
Jest
natomiast jeszcze inny film, francuski, również opowiadający o
precyzyjnie zaplanowanej zemście. Tym
razem pomszczony będzie mąż. Panna młoda w żałobie
to film może nie
naszpikowany rozlewem krwi, ale zemsta na pięciu winnych
mężczyznach, kobieta zdolna do wszystkiego i poświęcająca
wszystko, by tylko wymierzyć sprawiedliwość również nasuwa
skojarzenia.
Jedyne co mi pozostaje to cicha nadzieja, że do waszej listy filmów
'do obejrzenia' dodacie co najmniej trzy kolejne tytuły, w
najgorszym wypadku siedem (nie licząc kontynuacji).
źródła zdjęć: imdb.com, ravepad.com, chud.com/145830/chud-poster-the-departed/, youtube.com
Świetny tekst! Dawno nie czułam takiego musu, żeby siąść i coś obejrzeć jak teraz :)
OdpowiedzUsuń